2019-01-02

Kamil Baleja: Reakcje ludzi są niesamowite!

0

Prowadzący „Taxi Kasa” mówi szczerze o swoim programie. Kamil Baleja wyjaśnił, dlaczego polska wersja jest lepsza niż pierwowzór, zdradził czy uczestnicy chętnie zgadzali się na udział w zabawie, a także opowiedział o swoim ulubionym kole ratunkowym - pytaniu do przechodnia.

- Skąd w panu taki zapał do prowadzenia „Taxi Kasy”?
- Jak zobaczyłem pierwowzór tego programu, to poczułem niesamowitą energię. Pomyślałem, że to fajna sprawa, coś czego w Polsce jeszcze nie było. To nie jest pięknie ustawione nagranie w studiu, tylko coś zupełnie nieprzewidywalnego. Nie mam pojęcia, kto pojawi się w taksówce, czy zgodzi się na udział w programie, jak będzie odpowiadał na pytania i czy uda mu się coś wygrać. To mnie pasjonuje i nakręca. Oprócz tego, że jestem prowadzącym, to jestem też trochę uczestnikiem, bo bawię się równie dobrze jak pasażerowie. Podczas nagrań zdarzyło się wiele zabawnych sytuacji. Jako przykład podam sytuację z jednym z graczy, który mieszka w Chorwacji od wielu lat. Ten pan nagle zaczął śpiewać piosenkę Zenka Martyniuka „Przez twe oczy zielone”. Proszę sobie wyobrazić ten niesamowity miks języka polskiego i chorwackiego. Uśmiałem się wtedy do łez!

- „Taxi Kasa” jest wzorowana na światowym hicie telewizyjnym „Cash Cab”. Czym różni się polska wersja?
- Nasza polska wersja będzie lepsza, bo mamy lepszego prowadzącego, lepszą ekipę i lepsze zaplecze technologiczne ze światłami włącznie (śmiech). Oglądałem wiele zagranicznych edycji i muszę nieskromnie przyznać, że tylko w kilku wyglądało to tak dobrze, jak u nas. Zasady są takie same jak w pierwowzorze programu, czyli wspomnianym „Cash Cab”. Ludzie zamawiają taksówkę, wsiadają do niej niczego nieświadomi, po czym następuje najpiękniejszy moment w programie. Włączamy światła, muzykę i całą oprawę, którą przygotowaliśmy. Wszystko gra i świeci się jak w rasowym teleturnieju. Wtedy pada informacja, że to nie jest zwykła taksówka, a „Taxi Kasa”, i że można wygrać tysiąc złotych. Tłumaczę pasażerom zasady gry i dowiaduję się czy chcą wziąć udział w naszej zabawie. Jeśli się zgodzą, to zadaję im pytania dopóki nie dojadą na miejsce, do którego zamówili kurs. Jeśli udzielą trzech błędnych odpowiedzi zabawa się kończy, a oni muszą wysiąść… gdziekolwiek byśmy się akurat nie znajdowali. Fajnym ułatwieniem są dwa koła ratunkowe, „telefon do przyjaciela” i możliwość poproszenia przechodnia o pomoc. Uczestnicy nagle wyciągają swoje komórki, dzwonią do bliskich osób, włączają głośnik i często okazuje się, że osoba z drugiej strony słuchawki jest nawet bardziej zaskoczona niż gracz (śmiech). Jestem jednak największym fanem „pytania do przechodnia”. Wygląda to tak, że uczestnik upatruje sobie kogoś na ulicy, zaczepia tę osobę i prosi o pomoc w odpowiedzi na pytanie. Muszę przyznać, że reakcje ludzi były niesamowite. To zdecydowanie element podbijający emocje i dodający pikanterii temu programowi.

- Jak reagowali pasażerowie?
- Większość reakcji była bardzo pozytywna. Zdarzały się jednak nieufne osoby, które nie mogły uwierzyć, że są w teleturnieju i całą sytuację uznawały za żart. Przekonująco działała obecność gotówki, którą pokazywałem potencjalnym uczestnikom. Widok banknotów był namacalnym dowodem, że gra jest całkiem na serio.

- Czy na uczestników zabawy będą czekać jakieś niespodzianki?
- Jednym z elementów zaskoczenia będą nagrody specjalne w bagażniku, w którym mogą znajdować się upominki. Ale nie muszą. Uczestnik będzie podejmował decyzję czy woli zaryzykować i sprawdzić jego zawartość czy też dostać gotówkę. W programie zobaczymy również inne niespodzianki, ale na razie nie mogę zdradzić, co to będzie.

- Prowadzenie programu i samochodu w tym samym czasie to chyba trudne zadanie. Nie bał się pan, że w coś nie wjedzie podczas nagrań?
- Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Jechaliśmy konwojem i pilnowaliśmy, żeby uczestnicy mieli zawsze zapięte pasy. Byliśmy przygotowani na każdą ewentualność, ale faktycznie jednoczesne prowadzenie samochodu i programu nie należy do najłatwiejszych czynności.

- A w życiu prywatnym często występuje pan w roli kierowcy?
- W życiu prywatnym prowadzę samochód codziennie, nieustająco i non stop. Dużo jeżdżę po Polsce, czasami muszę przejechać nawet pół kraju, żeby coś załatwić, czy coś gdzieś poprowadzić. Nie wyobrażam sobie życia bez auta. Z taksówek korzystam, kiedy muszę, ale co ciekawe, dzięki programowi spojrzałem na pracę taksówkarza z innej perspektywy. Chciałbym, żeby każda taksówka była tak fajna, jak nasza - kolorowa, wesoła i nieprzewidywalna!

- Jeśli trafiłby pan na taką taksówkę, to podjąłby wyzwanie i wziął udział w zabawie?
- Marzy mi się taka sytuacja, że wsiadam do taksówki, która okazuje się być „Taxi Kasą”. Zdecydowanie chciałbym wziąć udział w takim programie. Kto wie, może kiedyś uda mi się zagrać podczas jakiejś wakacyjnej eskapady do kraju, w którym akurat będą trwały nagrania do zagranicznych wersji „Cash Cab”.

Rozmawiała Joanna Grochal